Często sądzimy, że jesteśmy wolni, a przebieg naszego życia wynika z podjętych świadomych wyborów. Lubimy także uważać, że nasze poglądy są rzeczywiście nasze w pełnym tego słowa znaczeniu – czyli przemyślane. W rzeczywistości jednak ogromna część przekonań została „wtłoczona” w nasze umysły przez rodziców, nauczycieli oraz środki masowego przekazu. Pierwszym krokiem do „niezależności myślenia” jest uświadomienie sobie tego faktu i… przeczytanie poniższego artykułu.
„Wiem, że nic nie wiem”…
…to słynne zdanie przypisuje się filozofowi Sokratesowi. Uważał on, że uświadomienie sobie ograniczeń i braków własnej wiedzy to pierwszy i niezbędny krok do prawdziwej mądrości. Synonimem głupca był dla niego człowiek przekonany o własnej nieomylności. Zanim więc zaczniemy wygłaszać autorytatywnym tonem jakieś twierdzenie, zastanówmy się - skąd właściwie wzięło się ono w naszej głowie?
Każdy z nas jest człowiekiem wierzącym. Nie mówię tu o wierze religijnej, ale takiej, która pozwala nam funkcjonować w życiu codziennym. Dziecko wierzy ostrzeżeniom swoich rodziców, szczególnie jeśli są wypowiadane odpowiednim tonem. Musi komuś wierzyć, ponieważ w innym przypadku byłoby skazane na bezpośrednie „sprawdzanie” różnych niebezpieczeństw, co z pewnością mogłoby skończyć się dla niego fatalnie. Nasz umysł jest więc zaprogramowany na „wiarę”, a szczególnie chętnie za pewnik przyjmujemy twierdzenia wypowiadane przez osoby starsze, otoczone powszechnym szacunkiem oraz takie, które kochamy.
Dzieciństwo jest etapem w dużej mierze bezkrytycznym. Wierzymy chętnie we Wróżkę Zębuszkę, Wielkanocnego Zająca, Świętego Mikołaja, również dlatego, że za tego rodzaju wiarą stoją pewne namacalne korzyści w postaci prezentów.
Błędem byłoby jednak sądzić, że ta skłonność do wiary i brak krytycyzmu przemijają z wiekiem. Przekonania wpojone nam w młodości przez rodziców lub nauczycieli kształtują sposób myślenia na całe przyszłe życie, nie licząc może krótkiego i intensywnego młodzieńczego buntu, kiedy wszystko podlega pewnego rodzaju powtórnemu osądowi, a poszczególne autorytety są „sprawdzane”. W chwilach, w których nie wiemy jak się zachować – postępujemy podobnie jak nasi rodzice. Gdy jest mało czasu na namysł – reagujemy zgodnie z tym co nam wpojono. W zupełnie nowej roli życiowej powielamy znane mam wzorce zachowań. Tak działa człowiek, ponieważ tylko dzięki temu może być skuteczny i wypełniać swoją podstawową rolę – dawać szeroko rozumiane bezpieczeństwo sobie oraz innym.
Aby przekonać się, że jest to twierdzenie prawdziwe wystarczy odnieść je do wiary religijnej. W ilu przypadkach jest ona rzeczywiście wynikiem zupełnie niezależnej, przemyślanej, indywidualnej i świadomej decyzji? Kiedy przyjrzymy się wyznawcom rozmaitych religii zauważymy dziwną prawidłowość. Dzieci chrześcijan najczęściej są chrześcijanami. Dzieci buddystów - buddystami. Dzieci muzułmanów – muzułmanami. Wybór wyznania jest więc w dużej mierze zdeterminowany… miejscem geograficznym w którym się urodziliśmy. Nie ma w tym oczywiście niczego złego. Przyjęcie takiego a nie innego wyznania umożliwia dobre funkcjonowanie w danej społeczności. Może się jednak zdarzyć, że niektóre jednostki, szczególnie w skrajnych sytuacjach zagrożenia swojego życia będą odczuwały pewnego rodzaju niepokój zdając sobie sprawę, że prawdy, które uznawały za nienaruszalne nie są wcale tak powszechne jak sądziły.
„Nasze obyczaje”
Obyczaj to coś, z czym mamy do czynienia od najmłodszych lat. Istnieją gesty, których nie wypada pokazywać. Odgłosy, których nie należy wydawać. Pewne rodzaje jedzenia są preferowane, a inne zdają się obrzydliwe. Przy stole nie wypada kręcić się i machać nogami. Należy słuchać, gdy starsi mówią. Te wszystkie, na pozór drobne sprawy składają się na pewien całokształt nazywany wychowaniem, a ono z kolei przekłada się na ogólny styl bycia, który nas cechuje. Nas i ludzi z naszego kulturowego otoczenia.
Zapewne zauważyliście, że dzieci Romów zachowują się zupełnie inaczej niż dzieci Polaków. W sklepie są bardziej głośne, bezpośrednie, potrafią bezpardonowo zaczepiać innych ludzi. Z naszego punktu widzenia jest to zachowanie „denerwujące” ponieważ odstaje ono mocno od naszego kulturowego wzorca. Być może jednak my również wydajemy się im dziwnie „sztywni” i podejrzanie „zamknięci w sobie”.
Chyba niemal każdy człowiek, choć nie zawsze zdaje sobie z tego sprawę, tkwi po uszy w pewnego rodzaju „świadomości klanowej”. Klanem może być rodzina, a później również grupa przyjaciół, środowisko szkolne, czy w końcu praca zawodowa. W każdym z tych małych „klanów” obowiązują pewne niepisane normy zachowań. Są sprawy, o których wypada powiedzieć i takie, o których nie należy rozmawiać. Są zachowania preferowane i takie, które mogą nasz mały „klan” rozdrażnić. Trudno wyobrazić sobie robotnika deklamującego poezję Wisławy Szymborskiej na budowie, i na odwrót, kogoś do bólu praktycznego na wieczornym spotkaniu artystów. Z pewnością wyniknąłby z tego jakiś towarzyski „zgrzyt”. W pewnych miejscach nawet mówić należy w określony sposób.
Przebywając wiele w takim a nie innym środowisku zaczynamy lepiej rozumieć jego „reguły gry”. Po pewnym czasie stają się one „nasze”. Zwykła psychologia grupy sprawia, że zaczynamy utożsamiać się z głoszonymi przez nią poglądami, a z czasem na każdego „odmieńca” spoglądamy niechętnie, a może nawet z wrogością.
Jednak i w tym przypadku mogą przytrafić się nam chwile niepokoju. Mowa tu o sytuacjach, gdy nagle przez konieczność losu jesteśmy zmuszeni na pewien czas opuścić nasz bezpieczny „klan”. Może to być konieczność wyjazdu z miasta na wieś, lub na odwrót, ze wsi do miasta. Może to być przeprowadzka do nowej miejscowości lub na inne osiedle, przeniesienie się do innej szkoły, lub inne tego typu sytuacje.
Wówczas możemy się przekonać, że „naszość” nie jest jednak tak powszechna, jak sądziliśmy, a wygłaszając swoje poglądy w zupełnie nowym otoczeniu nie zawsze spotkamy się z jego aprobatą. Niech przykładem będzie gust muzyczny. Ktoś lubiący muzykę disco polo do tej pory spotykał się z przychylną reakcją kolegów, którzy również taką muzykę lubią. Jest wiec przeświadczony głęboko, że jest ona czymś z gruntu rzeczy „fajnym”, a ludzie, którzy „nie potrafią się przy niej bawić” są pewnego rodzaju odmieńcami. Istnieją osoby, które dzięki zbiegowi okoliczności przez całe życie mogą pozwolić sobie na trwanie w jakimś przekonaniu, szczególnie, jeśli nie jest im dane zmienić choć na pewien czas swojej perspektywy, a ich życie ogranicza się do jednego miejsca. W obrębie danego klanu, ulicy czy grona kolegów taki kanon muzyczny jest obowiązujący i nie naraża jego „wyznawcy” na żadne „nieprzyjemności”.
Może się jednak zdarzyć, jak w poprzednich wypadkach, że trzeba będzie na jakiś czas, a może nawet na dłużej, zmienić otoczenie. Tutaj nawet tak pozornie błaha sprawa jak gust muzyczny może okazać się źródłem pewnego rodzaju szoku, ponieważ muzyka disco polo w nowym środowisku nie musi być wcale poważana, a nawet – może być uważana za pewnego rodzaju „obciach”. Może dlatego tak wiele jest osób, które po zmianie środowiska zaczynają słuchać innej muzyki, zmieniają sposób wysławiania się, ubierania, czytają inne książki i oglądają inne filmy niż dotychczas. Otocznie po prostu nas kształtuje, wpływa na to kim się stajemy, nawet na poziomie naszych, zdawałoby się „indywidualnych” cech.
Potęga mediów
Współczesne dzieci bardzo wcześnie rozpoczynają swój kontakt z telewizją czy Internetem. Najczęściej rodzic jest zadowolony z tych chwil gdy komputer czy telewizor zapewnia mu chwilę wytchnienia. Niemniej jednak już od najmłodszych lat środki masowego przekazu wpływają na dziecko. Przykładem może być oczywiście reklama. Między bajkami emitowane są reklamy produktów przeznaczonych dla dzieci. Producentowi chodzi rzecz jasna o to, by dziecko które później znajdzie się w sklepie wymogło na rodzicach zakup tej a nie innej rzeczy. Wpływ o którym mówimy jest jednak znacznie głębszy i sięga dalej niż nam się wydaje. Dziecko oglądające telewizję koduje sobie pewne wzorce zachowań i wartości. My dorośli nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, ponieważ pewne rzeczy są już dla nas zupełnie oczywiste, gdyż sami ulegliśmy już pewnego rodzaju manipulacji. Jedną z takich wszczepianych nam w podświadomość cech jest głęboka chęć posiadania.
Chęć posiadania dóbr materialnych nie jest rzecz jasna wynikiem jedynie wpływu mediów i reklam. Człowiek przejawiał taką chęć już znacznie wcześniej, zanim powstała telewizja. Pewien zasób dóbr materialnych umożliwiał mu egzystencję. Problem polega na tym, że filmy, reklama, gry komputerowe – bardzo mocno tę naturalną chęć stymulują. W bardzo niewielkim jednocześnie stopniu stymulują chęć np. niesienia pomocy innym ludziom. To właśnie posiadanie jak największej liczby „przedmiotów”, „artefaktów”, „punktów” stanowi warunek wygranej w większości gier. Chodzi głównie o to, by być lepszym, silniejszym, sprawniejszym niż rywal. Niewiele jest natomiast takich gier, w których jakiekolwiek znaczenie miałaby postawa życzliwości lub empatii. Podobnie w reklamach telewizyjnych. Tutaj nawet kluczem do rodzinnego szczęścia jest posiadanie określonego dobra materialnego. Potrzebę walki o posiadanie można porównać do instynktu rozrodczego. W swojej naturalnej postaci jest on czymś dobrym, umożliwiającym przetrwanie gatunku. Jednak w swojej zbyt rozbudzonej postaci prowadzi do konfliktów i rozpadu rodzin. Na tym właśnie polega manipulacja której dokonuje się w mediach. Pewne instynkty w sposób naturalny właściwe dla człowieka zostają ponad potrzebę wzmocnione, a inne – jak na przykład altruizm czy rozwaga – wygłuszone.
Manipulacja jest wszędzie
Podlegamy jej nieustannie, i w pewnym zakresie jest ona czymś normalnym. Na każdą niemal naszą decyzję mają wpływ opinie innych ludzi, którzy wywierają na nas jakiś nacisk, czasem mniej lub bardziej świadomie, kierując się rozmaitymi celami. Manipuluje nami nauczyciel, dyrektor, żebrak na parkingu, sprzedawca w sklepie.
Aby przekonać się o sile i technikach manipulacji wystarczy wejść do przeciętnej galerii handlowej. Zdjęcia modelek zdają się sugerować – kup produkt X, a będziesz wyglądać tak jak ja! Muzyka grająca w tle służy rozbudzeniu naszych emocji, wytworzeniu odpowiedniego nastroju, w którym chętniej wydamy pieniądze. Kolorowe opakowania mają za zadanie przyciągać wzrok, a droższe produkty ustawia się na wysokości wzroku, by klienci najczęściej je wybierali.
Podobnie jest w zakładzie pracy. Szef stara się wywrzeć na nas wrażenie wszechwiedzącego i wszechmocnego. Utwierdza nas w przekonaniu, że to jedyne miejsce, w którym możemy znaleźć pracę i że właśnie dla niego powinniśmy poświęcać nasz czas. Odpowiednio dawkując emocje posługuje się przysłowiowym kijem i marchewką. Może wytwarzać w nas odpowiednie przekonania, na przykład takie, że perspektywy finansowe przedsiębiorstwa są doskonałe i należy tylko cierpliwie czekać oraz wydajnie pracować by otrzymać upragniony awans. Może oddziaływać na nasze zachowanie zgodnie ze starą zasadą „dziel i rządź”, zlecając jednym pracownikom nadzór nad innymi, jak ma to bardzo często miejsce w rozmaitych wielkich korporacjach, których struktury zarządzania są właściwie wzorowane na formacjach wojskowych.
Czy da się zachować niezależny umysł?
Zachowanie całkowicie niezależnego umysłu jest niemożliwe. Dzieje się tak z tej przyczyny, że nie bylibyśmy w stanie w sposób całkowicie obiektywny zweryfikować każdej opinii z którą się spotykamy. Chcąc żyć i działać w określonym środowisku zawsze przyjmiemy część obowiązujących w nim „norm” i punktów widzenia.
Ważne jest jednak, aby nasze podstawowe przekonania, takie jak wiara religijna, zasady moralne, stosunek wobec innych ludzi a także wyobrażenia o sposobach osiągania szczęścia – były przynajmniej w jakimś stopniu przemyślane i trwałe. Czyni to nas mniej podatnymi na manipulację otoczenia. W procesie osiągania niezależności bardzo pomaga lektura książek. Osoby, które dużo czytają są wyjątkowo trudne do zmanipulowania. Wynika to stąd, że w toku lektury poznają one rozmaite punkty widzenia reprezentowane przez postacie literackie, a co za tym idzie ich umysł zaczyna uczyć się dystansu wobec rożnych tez i poglądów.
Odporność na manipulację zapewnia również poczucie własnej wartości i szacunek wobec siebie samego. Ludzie niepewni tego, co sobą reprezentują szczególnie łatwo ulegają wpływom otoczenia.
W procesie osiągania umysłowej niezależności bardzo pomocne są podróże. Dzięki nim możemy poznawać inne kraje i obyczaje. Uczymy się dystansu do samego siebie i swojej lokalnej „świadomości klanowej”. Podróżując widzimy inne kultury, innych świat i inne od naszych obyczaje. To otwiera nam oczy i sprawia, że przestajemy być niewolnikami ograniczonego sposobu myślenia.
Doskonałym sposobem na manipulację jest nawiązywanie nowych przyjaźni i wyzwalanie się z „ciasnych” kręgów. W ten sposób uświadamiamy sobie, że na świecie istnieją różni, lecz w równym stopniu zasługujący na szacunek ludzie.
Łukasz Henel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz